Łi no spik Amerikano
napisany: 20.08.2010 · 12:38 · dodał: chaos · komentarze: 2
Uprzedzając z góry pytania o tytuł - nie. Nie będę pisał o tandetnym dla mnie hicie lata, który gdy tylko leci w radiu zaraz zaczyna wychodzić dupą. Nie napiszę również słowa o tłustych Amerykanach, czisburgerach, Baracku Obamie, ani nie pomaluję Białego Domu brązową farbą.
Słuchając wczoraj w kółko francuskiej piosenki grupy Les Enfoires długo zastanawiałem się nad tym, jak można mówić po francusku. W ogóle jak ktokolwiek mógł kiedyś wymyślić tak zawiłe i skomplikowane wyrazy. Uczyłem się tego przez trzy lata, bo ze słuchu wydawał mi się całkiem fajny, jednak gdy przyszedł czas na gramatykę, czasy, czasowniki nieregularne, a przede wszystkim większość wyrazów to wierzcie mi, ale nie było mi do śmiechu. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że gdy zaczynałem karierę z tym językiem to miałem dobre chęci. Chciałem sobie kiedyś wyjechać do Paryża, wejść do sklepu i bez problemu poprosić o bagietkę, bo wiem, że Francuzi słowa nie powiedzą w innym języku. Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że po francusku również się nie dogadam. Pieprzone dialekty, no tak... Doszedłem wtedy do wniosku, że to wszystko jest bez sensu. Po co mam się uczyć języka, w którym się nigdzie nie dogadam? Wymęczyłem się więc przez trzy lata liceum, poprawiając lufę na koniec każdego z semestrów i co mi z tego przyszło? To, że umiem się przedstawić. Ło, ale szpan. To co bardziej utrudnia naukę owego języka to skomplikowane czytanie wyrazów, jeszcze trudniejsze ich skracanie i wymowa litery "R". Trzeba sobie język upitolić, by poprawnie wypowiedzieć wyrazy z "R". Grrr, nienawidzę tego.
Zostawmy "fhancuski" w świętym spokoju, gdyż na świecie jest jeszcze więcej zawiłych i skomplikowanych języków. Chiński. Czy ktoś tutaj obecny potrafi powiedzieć coś po chińsku? Albo jeszcze lepiej - czy ktoś może mi odczytać jakiś wyraz? Prawie 1/6 ludzkości posługuje się biegle tym językiem. Arabski. Ktoś powie mi coś po arabsku? Niemiecki? Może lepiej nie, bo tam wszystkie wyrazy brzmią jakoś tak... dziwnie. Swahili? Rosyjski? Kazahski?
Do czego zmierzam? Otóż zastanawiam się po co u licha na świecie tyle języków? Dlaczego muszę się męczyć wpuszczając francuską piosenkę w translator, by upewnić się, że nie słucham rzeczy typu "zerżnę ci twój słodki mandarynkowy tyłeczek"? Dlaczego jadąc japońskim metrem muszę wybierać przystanek na pałę, bo za cholerę nie rozumiem ich bazgrołów w alfabecie? Dlaczego jadąc do Paryża i chcąc kupić bagietkę muszę robić z siebie takiego idiotę? Ja wiem, że język jest elementem antropologii i kultury danego państwa. Ale u licha żyjemy w XXI wieku, mamy fejsbuki, tłiterry, możemy rozmawiać z ludźmi z całego świata. Czy nie łatwiej byłoby porozmawiać bez translatora pod ręką? Oczywiście, że tak. Jasne, istnieje mnóstwo szkół językowych, masa różnego rodzajów kursów. Śmiało możecie się tam wybrać i wydać kupę kasy, a i tak nie pojmiecie całego języka i nigdzie się nie dogadacie. Jaki świat byłby wspaniały, gdyby każdy potrafił się z każdym dogadać. Gdyby ktoś ważny na tym świecie ustalił drugi język urzędowy i każdy z nas potrafił się nim posługiwać. Potrafiłbym wtedy wysiąść z japońskiego metra na dobrym przystanku, czy kupiłbym bagietkę we Francji i nie wyszedłbym na idiotę.
Kończąc gorzkie żale o zagranicznych językach uświadomiłem sobie, że coraz to większym problemem jest dogadanie się u nas, w Polsce. Co chwila powstają jakieś nowe wyrazy, które stawiają między nami barierę. Jak na przykład "bezendu". No, może to zły przykład, bo dzięki telewizji wszyscy doskonale wiemy, co to znaczy. Ale gdyby ktoś się odważył powiedzieć to komuś rok temu, to zapewniam, że słowem zwrotnym byłoby wysoko zaakcentowane "co?". Wiedzieliście, że "brysztanga" to po łódzku łom, "galapagos" to homoseksualsta, "smarknięcie" to popularny dźwięk wykorzystywany w rapie, a "gazok" to po śląsku piłka do tenisa? I tak dochodzę do wniosku, że nauka obcego języka staje się daremna, jeśli nie mogę dogadać się u siebie w Polsce. Co jadę na Śląsk to nie wiem, czy mam mówić, czy "godoć" narażając swoje życie, gdy się pomylę. Istnieje przekonanie, że Polak i Węgier, czy Polak i Rusek zawsze się dogadają, a Polak z Polakiem już nie.
To ja już spadam i już więcej nic nie gadam. Muszę opanować instrukcję obsługi pralki, a ta niestety nie dość, że jest gruba jak Biblia to jest po niemiecku.
|