|
Fanfic by Toni & Wojtek (A.D. 2007)
Reactivated (maybe?) in 2018 by Toni
|
A może by tak... wsiąść znowu za kierownicę?
napisany: 26.07.2018 · 20:23 · dodał: Toni · komentarze: 3
|
Chodzi mi to po głowie od dłuższego już czasu. Rok temu miała premierę moja powieść kryminalna pt. "KELNER", którą nota bene możecie w mega promocji dorwać w sklepiku na GTG
Drugi tom czeka na wydanie, pisze się obecnie ponadto zupełnie inna historia, a ja od bodaj miesiąca zachodzę w głowę, że pomysł na "Trefne kółka" był dobry, choć niedopracowany. Wykonanie pozostawiało wiele do życzenia i z dzisiejszej perspektywy, po 11 latach, wiem, że napisałbym to zuuupełnie inaczej.
I tu pojawia się furtka: napisać to jako powieść. Tyle, że niestety z zupełnie innymi lokalizacjami (bo wiadomo, prawa autorskie u Rockstara, a ja pionek marny i nie ma co z nimi nawet dyskutować). I tu pytanko: czytalibyście? Coś Was wnerwiało w lekturze?
Wiem, pewnie z obecnych userów niewielu czytało odcinki (poza sdrem może i nikt), ale wszystkie są tu nadal dostępne i śmialo można nadrobić
A zatem... co sądzicie?
|
Trefne Kółka #7
napisany: 16.01.2008 · 18:27 · dodał: Toni · komentarze: 2
|
16:50, Bone Country
Ciszę i spokój panujące w tych rejonach przerwał nagle ryk silników kilku Rancherów, jadących w stronę stojącej wolno chaty. Samochody otoczyły domek niczym kordon, po czym z jednego z nich wyszło trzech Latynosów i podeszło do drzwi domu. Jeden z nich grzecznie zapukał.
-Pojebało Cię? - zapytał go drugi. - Przyjechałeś na randkę się umówić czy zajebać tych frajerów? - dodał, po czym silnym kopniakiem otworzył drzwi.
Ich oczom ukazała się zatęchła speluna, a jedyną osobą znajdującą się w środku był mężczyzna w afro, grający sobie w "They crawled from Uranus".
-Co się kurwa dzieje? - zapytał zdezorientowany, przerywajęc grę i chwytając strzelbę leżącą na stole obok. - Drzwi mi zepsułeś, brutalu.
-W dupie mam twoje drzwi. Gadaj, gdzie ta dwójka. - odpowiedział mu Latynos i wycelował w jego stronę pistolet, podczas gdy pozostała dwójka zaczęła przetrząsywać dom.
-Jaka dwójka? Włączyć dwójkę w telewizji? Zaraz, tylko grę skończę...
-Nie pierdol farmazonów, Headache, wiemy że Toriano i Smith tu byli. Myślisz, że nie mamy wtyk w okolicy? Każdy farmer powie wszystko co widział za trochę prochów lub zielonych...
-Eee... sorry, panowie, ale chyba adresy pomyliliście... nie znam żadnego DeLoriano i Sniffa. - wybąkał afroamerykanin.
-Nikogo tu nie ma poza tym frajerem, Ces. - wtrącił jeden z pozostałej dwójki Latynosó, która właśnie skończyła przeszukiwać chałupkę. Ces spojrzał na Headache'a spodełba, po czym dał znak do odwrotu.
-Jeszcze tu wrócimy! - dodał...
-Tak, tak, spoko... a Ty, grubasie, naucz się używać klamki, bo mi zamek rozwaliłeś. - skwitował Head, po czym wrócił do gry.
W tym samym czasie, parę kilometrów dalej...
-Jesteś pewien, że ktoś nas podkablował, że byliśmy u tego afroboya? - zapytał Faust.
-No, pewności to ja nie mam, ale sam widziałeś tych napalonych farmerów po drodze. Każdy z nich sprzedałby własną matkę, żeby tylko dostać prochy prosto od producenta. - odpowiedział Escalade.
-Sugerujesz, że któryś z nich nas wkopał, bo nie stać go było na działkę maryśki?
-Uwierz mi, są do tego zdolni...
-Ajć... tylko kurwa żal mi tego Twojego ziomala...
-Heada? Nim się nie przejmuj, jest praktycznie nietykalny. Lekko go ktoś draśnie, i już ma przejebane do końca życia... nie mówiłem Ci, że jest generałem?
-Kto? Ten afrobrudas ze speluny? - zapytał niedowierzając Faust.
-Te, tylko nie brudas... - zastrzegł Smith - myślisz, że on mieszka w tym domku? To chyba Cię nieźle grzeje... w WC w podłodze jest klapa. Otwierasz ją i schodzisz do podziemi... tam się dopiero zaczyna jego posiadłość... mała chatka jest dla zmyłki... afro też... to była peruka, nie zauważyłeś?
-Kurwa, Esc. Skąd ty masz takie znajomości?
-No... tego... to jest mój...
Nie dokończył. W tym samym czasie tuż przy prawym przednim kole wybuchła mina. Faust, oślepiony i ogłuszony wybuchem starał się zjechać na pobocze i zatrzymać samochód, niestety ten ucierpiał od wybuchu i spod maski zaczęło się dymić... Nagle przed nimi ukazał się ogień.
-Ej, Ryan, wyskakujemy! - krzyknał Toriano, po czym spojrzał na siedzenie obok i dopiero teraz zauważył, że Ryana obok niego nie ma. Zdążył wyskoczyć zaraz po wybuchu. Toriano, nie czekając ani chwili dłużej, wyskoczył z samochodu, który w tym monecie eksplodował. Po chwili podszedł do niego Esc.
-Cały jesteś? - zapytał.
-Ta, tylko trochę obolały... - skwitował Faust.
-To dobrze, teraz musimy dowiedzieć się, kto podłożył minę....
Zbyt długo nie musieli czekać - nagle w ich stronę poleciało parę strzałów ostrzegawczych.
-Nie ruszać się! - krzyknął jeden z napastników, po czym kilku gości w kominiarkach z AK47 w ręce otoczyło ich, związało im ręce i nogi, wrzuciło do bagażnika Ranchera, który niebawem zjawił się na miejscu, po czym pojazd ruszył...
----------------------------------------------------------
Taak, wracam(y) :P niestety, w nieco okrojonym składzie - konkretniej z różnych przyczyn, m.in. pobytu w szpitalu, Wojtek nie jest w stanie pisać ze mną dalszej części, co nie oznacza, że w przyszłosci nie będzie tworzyć dalej Z różnych przyczyn ode mnie niezależnych (szkoła, kolęda [ta, ministrant ze mnie] itp. ciąg dalszy może nie ukazywać się codziennie, ale postaram się jak najczęściej. Zwłaszcza, że za tydzień (no, półtora tygodnia) zaczną mi się ferie :P
Teksty mogą nie być (w każdym razie przynajmniej początkowo) na tym samym poziomie, bo szczerze przyznam, że ledwie pamiętam co się działo do tej pory, i sam musiałbym przeczytać całość, żeby być świadom fabuły ;)
Liczę na garść konstruktywnej krytyki. I... welcome back :)
Toni
|
Trefne Kółka #6
napisany: 20.07.2007 · 12:59 · dodał: Toni · komentarze: 1
|
14:40, dzielnica Financial, San Fierro
Faust skręcił na podziemny parking jednego z hoteli w dzielnicy Finacial.
– Dobra, wysiadamy i szukamy jakiegoś nie rzucającego się w oczy samochodu. Jak coś znajdziesz, zadzwoń do mnie.
- OK.
5 minut później
- Tja?
- Tu Ryan. Znalazłem wóz. Gdzie jesteś?
- Będę czekał obok wyjazdu z parkingu.
- Aaa, ok. Zaraz będę...
Faust schował telefon po czym skierował się w stronę wyjazdu. Na parking powoli wjechały dwa radiowozy. W jednym z nim siedział pracownik hotelu, do którego należał parking. Toriano szybko ukrył się za stojącym nieopodal Cloverem.
- Szlag! Ten idiota na pewno zauważył ślady strzałów na naszym wozie i wezwał policję. Oby tylko Esc nie wpadł... – powiedział jakby do siebie szeptem.
- Nie martw się... – dało się słyszeć cichą odpowiedź.
- Ryan? Gdzie jesteś?
- No a gdzie kurwa mam być? Przecież dzwoniłem do ciebie i mówiłem, że siedzę w szarym Cloverze obok wyjścia z parkingu.
- Całe szczęście... Już myślałem...
- Nieważne. Pakuj się do środka i zwijamy się przebrać. – przerwał mu Smith.
16:10, gdzieś w Bone Country
Przed starym, zaniedbanym domem zatrzymał się szary Clover, z którego wysiedli Anthony i Ryan.
- Co to za rudera? – spytał Faust
- To melina mojego ziomka. Wiem, że nie wygląda najlepiej, ale tutaj na pewno nikt nas nie będzie szukał. – odparł Escalade.
- Huh, będzie dobrze, jak nie zawali nam się na łeb.
- Dobra, nie przesadzaj. Wchodzimy do środka, tam już czeka na nas mój kumpel.
Smith i Toriano weszli do środka. Na fotelu przed telewizorem siedział jakiś afroamerykanin, obok niego na stole leżała strzelba.
- Headache, To jest Faust. Przygotowałeś wszystko tak, jak cię prosiłem?
- Jasne. Na kanapie leżą przygotowane ciuchy, w torbie gnaty i trochę kasy, a za domem stoi zaparkowany Landstalker.
- Skoczę do łazienki – wtrącił Faust.
Headache pokazał mu ręką drzwi, do których musi się udać, po czym podszedł do Ryana i powiedział mu coś szeptem. Ten szybko się zerwał, wziął do ręki torbę i krzyknął do Anthony'ego.
- Pospiesz się, kurwa! Teraz to dopiero mamy przejebane!
|
Trefne Kółka #5
napisany: 14.07.2007 · 16:30 · dodał: Toni · komentarze: 4
|
-Szlag. - skomentował Gaspar - Teraz, to już towar można sobie przywłaszczyć. Vagosi już i tak go szukają.
-No, walić towar... - odparł Faust.
-Jak to walić? - szepnął mu do ucha Esc.
W odpowiedzi usłyszał tylko 'Zobaczysz...' po czym Toriano lekko przydepnął mu but, sugerując milczenie.
-W sumie, na kija komu Maryśka, skoro jest crack? - odezwał się dumnie Wolo.
Reszta nie skomentowała.
Kilkanaście minut później
Opancerzony Securicar wjechał na teren warsztatu.
-I jak? - zapytał Mikhaiłow - Znaleźliście coś w dokach?
-Null. Kręcił się tam jakiś chłop, ale rozmowny to on nie był...
-Dobra, mniejsza o prochy. Pomóżcie władować do Securicara te wszystkie ciała, zanim gliny się tu pojawią... - odezwał się Escalade.
Po chwili...
-Dobra, wkładamy jeszcze tego Vag... szlag! Pały!
Rosjanie wrzucili do środka wozu ostatniego Latynosa, po czym rozpoczął się regularny obstrzał. Pod warsztat podjechały dwa Enforcery, kilku policjantów na motorach oraz radiowóz.
Gaspar, Wolovskij, Escalade i Faust schowali się za Slamvanem, raz po raz wychylając się z niego i celując do policjantów. Nagle któryś z funkcjonariuszy wystrzelił w samochód całą serię z AK47.
-Kurwa! Nitro! - krzyknął Smith, po czym wszyscy rzucili się w stronę warsztatu. Nastąpiła eksplozja. Jeden z gliniarzy został ugodzony drzwiami, Mikhaiłow oberwał odłamkiem szkła i zaczął poważnie krwawić.
Toriano wziął Ryana na bok.
-Słuchaj, widzisz Ranchera?
-No...
-Na mój znak, zapierdalamy do niego jak najszybciej potrafimy, po czym jedziemy okrężną drogą do doków...
-Do doków? Po co?
-Jak to po co? A towar?
-Ale mówiłeś...
-Chrzanić, co mówiłem... blefowałem przy Gasparze, mieliśmy u Vagosów otrzymać 100.000$ za te prochy.
-W dupę... W dokach będzie roiło się od glin. Najpierw musimy zmienić ciuchy i porzucić wóz...
-Racja... 3... 2... 1... go!
Faust i Escalade zaczęli biec, modląc się, żeby nie otrzymać kulki. Wskoczyli do zaparkowanego Ranchera, po czym Toriano wcisnął gaz i terenówka zaczęła oddalać się w stronę dzielnicy Financial.
W tym samym czasie, El Corona, Los Santos
-Senor, nasi muchachos nie odbierają telefonów... - odezwał się niepewnie Cano.
Enevoado pojrzał na zegarek, po czym odparł.
-Czternasta trzydzieści. Zadzwoń do Cesara albo do Ese, niech znajdą sobie jakiś transport i szukają dalej. Muszę mieć te moje prochy....
Juan 'Cano' Ballesteros wyjął z kieszeni telefon, wykręcił numer i przyłożył aparat do ucha.
-Buenos dias, Ese. Szef grzecznie prosi o szukanie dalej prochów...
-No właśnie, znaleźliśmy... - odezwał się w słuchawce Latynos.
-Znaleźliście? gdzie?
-...znaleźliśmy w RS Haul cysternę wypełnioną...
-...wypełnioną towarem dla szefa?
-Nie, wypełnioną mąką!
-Heh, świetny joke... przyjeżdżajcie z tym towarem jak najszybciej...
-Ale to jest mąka, kurwa!
Pedro Enevoado wstał i podszedł do Cano.
-Dawaj ten telefon. Co wy pierdolicie? Jaka mąka?
-Si, senor, mąka.
-Szlag. Jest tam jakiś właściciel firmy czy ktoś na miejscu?
-Jest pracownik, niejaki Steve McCośtam.
-Dowiedzcie się, kto przywiózł cysternę, po czym pozbądźcie się obu.
RS Haul, Red Country
Ces właśnie kończył wiązać McDonnovana, gdy zbliżył się Ese.
-Kto przywiózł prochy?!
-Nie wiem...
-Mów, albo rozwalę Ci ryj...
-Nie rób mi nic...
-No to gadaj, do jasnej cholery!
-Toriano... Anthony Toriano...
-Coś więcej? - Ese wymierzył w McDonnovana lufę pistoletu.
-Jechał potem do San Fierro kradzionym Rancherem, rejestracji nie pamiętam. A, dzwonił jeszcze po jakiegoś kumpla... Calade... Salade...
-Kurwa, Escalade.. - skwtiował Ces.
-O, tak, tak, tak! To jak, nie zrobicie mi krzywdy?
-Nie bój się, nie dotknie Cię nóż ani kula.
Latynosi wyszli z garażu, zostawiając 'jeńca' w środku. Po chwili wrócili, niosąc ze sobą kilka butli z gazem...
-Co... co... co wy robicie? - wyjąkał Steve.
-Nic, nic... - odparł Ese, po czym odkręcili butle i wyszli, zatrzaskując z hukiem drzwi garażu.
|
Trefne Kółka #4 1/2
napisany: 14.07.2007 · 11:56 · dodał: Toni · komentarze: 3
|
Padł strzał.
Toriano poczuł, jak jego ubranie zaczyna się robić mokre, po czym coś ciężkiego runęło tuż przed nim. Otworzył oczy. Latynos padł na ziemię.
-No, to żeś miał kurwa szczęście, że z mojej strony nikogo nie było... - skwitował Ryan Smith.
-Dzięki, bro. Wbijamy do środka i szukamy Mlotovskiego.
Toriano przekroczył broczącego krwią, żywego jeszcze Vagosa, po czym ruszyli w stronę drzwi do warsztatu.
W tym samym czasie, warsztat w Doherty
-Co to do cholery było?! - zapytał znerwicowany Andrij.
-Nie wiem, ale zaraz się dowiemy...
Do środka wszedł Toriano, a za nim Smith.
-Cześć Gaspar, cześć Wolo. Andrij, nic Ci nie jest??
-Jesteście pierwsi, którzy tu weszli po nas - odparł Mikhaiłow.
-Aha... Prochy przepakowałem do cysterny i zaparkowałem nią w bezpiecznym miejscu.
-To... nie... prochy.... - wyjąkał Andrij.
-Jak to kurwa nie prochy?!
-Mąka... dla zmyły... zanim przyjechał Vagos z prochami, zadzwoniłem do znajomego, żeby wpadł, wziął schował bezpiecznie marihuanę i podmienił ją z mąką... myślałem, że się skapniesz, że jedziesz z fałszywym towarem... prochy są...
Znów padł strzał. Andrij zaczął krwawić, po czym niemalże 'spłynął' martwy z krzesła na ziemię. Escalade natychmiast odwrócił się i wystrzelił, po czym podszedł do świeżo trafionego delikwenta.
-No ładnie... - skwitował - to ten zasrany Latynos, który Ci groził...
-Walić tego Vagosa, ale... gdzie do cholery są prochy?!
|
|