| Imię (Nazwisko): Marcin Jakubicz Ksywa: Marcin Miejscowość: Warszawa Wiek: 34 lat |
|
P | W | Ś | C | P | S | N | | | | | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | |
|
|
Portugalia zdobyta
napisany: 12.09.2007 · 23:16 · dodał: Marcin · komentarze: 24
|
Cześć. Z góry uprzedzam, że w tej notce nie będzie biadolenia o pierwszych tygodniach szkoły, sytuacji politycznej w kraju czy warkoczykach Mateusza. Literki, które zaraz wystukam w całości poświęcam moim odwiedzinom w Portugalii, jakie miały miejsce w miniony weekend. Cel tej dalekiej wyprawy na zachodni kraniec Europy był jeden: dopingować Polaków w najważniejszym meczu eliminacji do Euro 2008 i oglądanie wspaniałego widowiska. W obu przypadkach mogę z całym przekonaniem napisać: misja zaliczona. Ale po kolei.
W piątek, po przyjściu ze szkoły, wrzuciłem kilka ciuszków, PSP i inne pierdoły do walizki, którą zamierzałem zabrać: walizka była dość mała jak na trzy osoby, ale jakoś wszystko się zmieściło. Szybki telefon i już jedziemy taksówką na Okęcie. Samolot wyleciał bez opóźnień (uf) i po dwóch godzinach spędzonych w chmurach, szczęśliwie wylądowałem na lotnisku w Genewie. Potem szybka przesiadka w drugi samolot i ok. godziny 23 dotarłem do celu.
Lizbona nie zachwyca. Kiedy opuściłem lotnisko, pierwsze co pomyślałem to ale tu obskurnie i brudno. Mojej opinii nie zmieniłem do dnia dzisiejszego. Owszem, w Lizbonie są i ładne miejsca, ale jako całość niczym mnie nie zachwyciła. Możecie mi nie wierzyć, ale o wiele bardziej podoba mi się Warszawa. Zwariowałem, wiem.
Hotel w jakim przyszło nam spędzić dwie noce trudno nawet opisać. Po w jaki ku*wa sposób można reklamować się jako 4-gwiazdkowa rezydencja, oferując pokoje z zaciekami na ścianach i zepsutą klimatyzacją, a na śniadanie podawać bułki z serem i sałatkę owocową? Nie można. Tragedia.
Całą sobotę spędziliśmy na zwiedzaniu Lizbony. Atmosfera meczu była odczuwalna: przez rynek przewalały się grupki Polaków, podśpiewując (Cała Lizbona jest dzisiaj biało-czerwona!), trąbiąc i żłopiąc piwo w przydrożnych barach. Wszyscy obowiązkowo mieli na sobie koszulkę z orłem na piersi, czasem jakiś szalik czy czapkę. Ja też. Kibiców portugalskich identyfikujących się ze swoją drużyną było jak na lekarstwo: pewnie się nas bali. A jak!
Na stadion (a raczej pod) przybyliśmy trzy godzinki przed meczem. Mimo że to kupa czasu, fanów piłki nożnej nie brakowało. Wszyscy gromadzili się pod wielką bramą, oczekując na wejście - trochę to przypominało bydło czekające na wypuszczenie z obory, ale ok, hehe. Atmosfera ogólnego podniecenia narastała z każdą chwilą, zarówno w obozie portugalskim jak i polskim: przyśpiewki podczas oczekiwania na kontrolę biletów i w czasie wchodzenia po schodach do odpowiedniego sektora. Kiedy Reprezentacja Polski wybiegła na rozgrzewkę, trybuny powoli się zaludniały, a wszyscy z niecierpliwością czekali na ten pierwszy gwizdek. Flagi, piłkarze, hymn, rzut monetą. Pierwsze podanie. Zaczęło się...
Naprawdę, trudno opisać to, co dzieje się na stadionie podczas meczu. Powiem jedno: ten kto oglądał je tylko w telewizji ma czego żałować. Po prostu. Mimo że nas, Polaków, było zdecydowanie mniej, myślę, że cała Lizbona słyszała te śpiewy, te wrzaski, ten doping. Emocje jakich dostarczył ten mecz nie zapomnę nigdy. 45 minuta, prowadzenie, euforia. Podniecone komentarze w czasie przerwy. Wyrównanie. Ciągły doping. 2:1. Polscy kibice załamani. Końcówka: gol Krzynówka. Radość po zdobyciu drugiego gola dla Polski: bezcenna. Przyznam się, że nie wiem jak się zachowywałem i co robiłem, kiedy zdobyliśmy tę drugą bramkę. I raczej sobie nie przypomnę. To po prostu trzeba przeżyć samemu.
Po meczu udaliśmy się na rynek w celu omówienia całego spotkania. Mimo że kiedy tam dojechaliśmy było grubo po północy, wszędzie zobaczyć można było biało-czerwone flagi, a śpiewy nadal nie ustawały. Zwycięski remis, tak!
Niedziela i wyjazd. Pobudka o 7, pakowanko i kilka godzin później znalazłem się z powrotem w Genewie. Na nieszczęście, lot do Warszawy zaplanowany był dopiero o 19:30, więc czasu mieliśmy sporo. Opuściliśmy lotnisko i udaliśmy się w kierunku centrum tego szwajcarskiego miasta, aby jakoś wykorzystać czas. Genewa to zupełne przeciwieństwo Lizbony: czyste, ładne i zadbane miasto. Zwiedziliśmy centrum, przejechaliśmy się ciuchcią, zobaczyliśmy zegar stworzony z roślin (klik!). U nas takich nie ma.
Lot do Polski uległ małemu opóźnieniu i ostatecznie w domu byłem z powrotem przed 24. Wyprawy do Portugalii nie żałuję: było naprawdę emocjonująco. Jak to sdr napisał w smsie wysłanym do mnie bezpośrednio po meczu: Ale miałeś widowisko. Dobrze wydana kasa. Podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami. Do zobaczenia w Austrii i Szwajcarii na Euro 2008! Polska górą!
|
queue
napisany 06.12.2007 o godzinie 18:53
zobacz profil autora
|
ble, podły lans ;f
I jakas nowa notke dodaj
|
StingR
napisany 25.11.2007 o godzinie 01:00
zobacz profil autora
|
Lothron (wiem jestem nowy ale jak kiedys....[...]) a byłeś w Chorzowie na Polska-Belgia ? :O
|
icetique
napisany 20.11.2007 o godzinie 08:29
zobacz profil autora
|
ty masz brata? O_O
|
Żyłkaa
napisany 16.09.2007 o godzinie 00:29
zobacz profil autora
|
no przeciez wiem
|
tommypl
napisany 15.09.2007 o godzinie 08:12
zobacz profil autora
|
rzyła jesteś pr0
|
Żyłkaa
napisany 15.09.2007 o godzinie 00:25
zobacz profil autora
|
a co do krotkich spodni... jak to co w tym zlego? krotkie spodnie sa do sportu, na plaze itd a nie do chodzenia po miescie
|
Żyłkaa
napisany 15.09.2007 o godzinie 00:22
zobacz profil autora
|
czyli to jest ten najmniejszy stojacy lekko na uboczu?
|
Marcin
napisany 14.09.2007 o godzinie 17:35
zobacz profil autora
|
tommypl -> 13.
|
unobserved
napisany 14.09.2007 o godzinie 15:27
zobacz profil autora
|
e, ten z Genewy jest ładniejszy.
|
tommypl
napisany 14.09.2007 o godzinie 14:31
zobacz profil autora
|
mumol, brat kothki ma 12 lat xO
ten mały to on...
|
|