Zaloguj przez Facebooka
Blog · Archiwum · Galeria · Linki · Kumple · O Mnie
Portugalia zdobyta
napisany: 12.09.2007 · 23:16 · dodał: Marcin · komentarze: 24
Cześć. Z góry uprzedzam, że w tej notce nie będzie biadolenia o pierwszych tygodniach szkoły, sytuacji politycznej w kraju czy warkoczykach Mateusza. Literki, które zaraz wystukam w całości poświęcam moim odwiedzinom w Portugalii, jakie miały miejsce w miniony weekend. Cel tej dalekiej wyprawy na zachodni kraniec Europy był jeden: dopingować Polaków w najważniejszym meczu eliminacji do Euro 2008 i oglądanie wspaniałego widowiska. W obu przypadkach mogę z całym przekonaniem napisać: misja zaliczona. Ale po kolei.

W piątek, po przyjściu ze szkoły, wrzuciłem kilka ciuszków, PSP i inne pierdoły do walizki, którą zamierzałem zabrać: walizka była dość mała jak na trzy osoby, ale jakoś wszystko się zmieściło. Szybki telefon i już jedziemy taksówką na Okęcie. Samolot wyleciał bez opóźnień (uf) i po dwóch godzinach spędzonych w chmurach, szczęśliwie wylądowałem na lotnisku w Genewie. Potem szybka przesiadka w drugi samolot i ok. godziny 23 dotarłem do celu.

Lizbona nie zachwyca. Kiedy opuściłem lotnisko, pierwsze co pomyślałem to ale tu obskurnie i brudno. Mojej opinii nie zmieniłem do dnia dzisiejszego. Owszem, w Lizbonie są i ładne miejsca, ale jako całość niczym mnie nie zachwyciła. Możecie mi nie wierzyć, ale o wiele bardziej podoba mi się Warszawa. Zwariowałem, wiem.


Hotel w jakim przyszło nam spędzić dwie noce trudno nawet opisać. Po w jaki ku*wa sposób można reklamować się jako 4-gwiazdkowa rezydencja, oferując pokoje z zaciekami na ścianach i zepsutą klimatyzacją, a na śniadanie podawać bułki z serem i sałatkę owocową? Nie można. Tragedia.

Całą sobotę spędziliśmy na zwiedzaniu Lizbony. Atmosfera meczu była odczuwalna: przez rynek przewalały się grupki Polaków, podśpiewując (Cała Lizbona jest dzisiaj biało-czerwona!), trąbiąc i żłopiąc piwo w przydrożnych barach. Wszyscy obowiązkowo mieli na sobie koszulkę z orłem na piersi, czasem jakiś szalik czy czapkę. Ja też. Kibiców portugalskich identyfikujących się ze swoją drużyną było jak na lekarstwo: pewnie się nas bali. A jak!

Na stadion (a raczej pod) przybyliśmy trzy godzinki przed meczem. Mimo że to kupa czasu, fanów piłki nożnej nie brakowało. Wszyscy gromadzili się pod wielką bramą, oczekując na wejście - trochę to przypominało bydło czekające na wypuszczenie z obory, ale ok, hehe. Atmosfera ogólnego podniecenia narastała z każdą chwilą, zarówno w obozie portugalskim jak i polskim: przyśpiewki podczas oczekiwania na kontrolę biletów i w czasie wchodzenia po schodach do odpowiedniego sektora. Kiedy Reprezentacja Polski wybiegła na rozgrzewkę, trybuny powoli się zaludniały, a wszyscy z niecierpliwością czekali na ten pierwszy gwizdek. Flagi, piłkarze, hymn, rzut monetą. Pierwsze podanie. Zaczęło się...




Naprawdę, trudno opisać to, co dzieje się na stadionie podczas meczu. Powiem jedno: ten kto oglądał je tylko w telewizji ma czego żałować. Po prostu. Mimo że nas, Polaków, było zdecydowanie mniej, myślę, że cała Lizbona słyszała te śpiewy, te wrzaski, ten doping. Emocje jakich dostarczył ten mecz nie zapomnę nigdy. 45 minuta, prowadzenie, euforia. Podniecone komentarze w czasie przerwy. Wyrównanie. Ciągły doping. 2:1. Polscy kibice załamani. Końcówka: gol Krzynówka. Radość po zdobyciu drugiego gola dla Polski: bezcenna. Przyznam się, że nie wiem jak się zachowywałem i co robiłem, kiedy zdobyliśmy tę drugą bramkę. I raczej sobie nie przypomnę. To po prostu trzeba przeżyć samemu.




Po meczu udaliśmy się na rynek w celu omówienia całego spotkania. Mimo że kiedy tam dojechaliśmy było grubo po północy, wszędzie zobaczyć można było biało-czerwone flagi, a śpiewy nadal nie ustawały. Zwycięski remis, tak!

Niedziela i wyjazd. Pobudka o 7, pakowanko i kilka godzin później znalazłem się z powrotem w Genewie. Na nieszczęście, lot do Warszawy zaplanowany był dopiero o 19:30, więc czasu mieliśmy sporo. Opuściliśmy lotnisko i udaliśmy się w kierunku centrum tego szwajcarskiego miasta, aby jakoś wykorzystać czas. Genewa to zupełne przeciwieństwo Lizbony: czyste, ładne i zadbane miasto. Zwiedziliśmy centrum, przejechaliśmy się ciuchcią, zobaczyliśmy zegar stworzony z roślin (klik!). U nas takich nie ma.

Lot do Polski uległ małemu opóźnieniu i ostatecznie w domu byłem z powrotem przed 24. Wyprawy do Portugalii nie żałuję: było naprawdę emocjonująco. Jak to sdr napisał w smsie wysłanym do mnie bezpośrednio po meczu: Ale miałeś widowisko. Dobrze wydana kasa. Podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami. Do zobaczenia w Austrii i Szwajcarii na Euro 2008! Polska górą!
tommypl
napisany 13.09.2007 o godzinie 07:15
zobacz profil autora
ten koleś mały wygląda jak dziecko.
twój tata wygląda jak dorosły człowiek.
ten koleś maly to nie wiem kto.
a ty masz czerwone oczy szatanie.
Żyłkaa
napisany 13.09.2007 o godzinie 00:04
zobacz profil autora
"pewnie się nas bali. A jak!" noms, przede wszystkim ciebie ;d

fajna notka i zawarte w niej narzekanie ;d
krukpl
napisany 12.09.2007 o godzinie 23:50
zobacz profil autora
Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę kothka ;)
Swoją drogą masz ode mnie głosa na MGTGSBC2007 (czy jakos tak :p) za schludnie i dobrze napisane teksty, które miło się czyta :)

P.S. Pooooooooolska do bojuuuuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!!
metzen
napisany 12.09.2007 o godzinie 23:35
zobacz profil autora
Austria? Nie znam.

A lizbona. jest. brzydka.
Jest duzo czystsza i bardziej zadbana niz Porto, ale klimat tego drugiego po prostu miazdzy. Tam mozna chodzic i chodzic, chociaz czasem wyglada to jak straszny slums. A mecze? Kto to są mecze ; >
wybierz stronę: 1 2 3
© 2004 - 2024 GTAthegame NETWORK · All Rights Reserved
Engine by sdr · Design & Content by Marcin · Odsłon 42760 · Wizyt 34444