P | W | Ś | C | P | S | N | | | | | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | |
|
|
Retconned City
napisany: 18.05.2010 · 12:34 · dodał: metzen · komentarze: 2
|
Niewykluczone, że zdarzą się spojlery, ale jeszcze nie mam co do tego pewności.
Jestem pod wrażeniem tego, jak R* zaplanowało fabułę trylogii IV - przecinające się wątki heroiny, diamentów, przemykające tu i tam postaci drugoplanowe, odniesienia do działań reszty protagonistów - po prostu świetna sprawa. Ale mogli zaplanować to dokładniej, bo liczba retconów (celowo wprowadzonych zmian w postaciach/fabule) i fuck-upów (pomyłek) zaczyna mnie powolutku przerażać.
Odpalając TLAD byłem przekonany, że Johnny wygląda dokładnie tak, jak zapamiętałem go z Blow Your Cover i Museum Piece. Dżinsy, czarna skóra, biały emblemat LOST MC. O tym, że coś tu nie gra zasygnalizowała mi już misja No Love Lost dla Faustina, gdy postanowiłem odświeżyć sobie IV. Występujący tam członkowie The Lost biegali w kolorowych kurteczkach z równie kolorowymi emblematami i jeździli na czerwonych motocyklach charakterystycznych dla AoD. No spoko, co tam. Docieram do misji Blow Your Cover, żeby zobaczyć Johnny'ego - no i Johnny jest. Ubrany identycznie jak wcześniej Jason, z kolorowym emblematem na plecach i oczami ćpuna. Zrobiło mi się trochę smutno, ale z ciekawości odpaliłem save'a przed Diamonds are a girl's best friend, żeby przyjrzeć się Tony'emu i Luisowi. Tu na szczęście zmiany były raczej kosmetyczne, obaj po prostu w IV wyglądają na starszych.
Najbardziej rzucającym się w oczy retconem pozostaje mimo wszystko Jim Fitzgerald. Obawiam się, że zmiana jego aparycji mogła skonfundować co niektórych pod koniec TLAD. OK, tu będzie ewidentny spojler. W misji Was it worth it? w TLAD znajdujemy Jima torturowanego w piwnicy Ray'a Boccino - Johnny i Jim uciekają, każdy w swoją stronę. W tym momencie do Ray'a wpada Niko Bellic i w oryginalnym IV rozpoczyna się misja No way on the subway, którą niewątpliwie pamiętacie - pościg za dwoma motocyklistami w metrze nie jest czymś, co się szybko zapomina. Tak, jednym z nich jest właśnie Jim. Z tym, że w IV był biały i miał długie włosy. Kind of amazing.
Na koniec polecam odwiedzić w IV miejsca, w których znajdują się Maisonette 9, Hercules i Bahama Mamas. Bo to mnie boli najbardziej, zwłaszcza, że same nazwy klubów są w IV wspominane.
Tego typu zabaw zdarza się więcej - z czystego lenistwa nie będę oczywiście wymieniał wszystkiego, co tylko się da, co spostrzegłem, i o czym poczytałem - ten post by był za długi. Po prostu uwielbiam tego typu sprawy i niespójności w uniwersum. Peace out.
|
Liberty City, It's Over!
napisany: 16.05.2010 · 19:01 · dodał: Patryk · komentarze: 1
|
Ostrzegam przed spoilerami, wkurwiają mnie te czarne paski w tekscie.
No tak, teraz przyszła kolej na mnie. Podzielę się więc z Wami moimi nieświeżymi, ale przemyślanymi spostrzeżeniami dotyczącymi Episodes From Liberty City.
Lost forever.
Na początku nie byłem przychylnie nastawiony do The Lost And Damned, może to wynik uprzedzenia do tego klimatu i stylu bycia panów w skórach w świecie rzeczywistym. Żałowałem tak jak niektórzy, ze nie było nam dane poznać fabuły nieco wcześniej przed powrotem Billy'ego, tworzyć kontaktów i pilnować interesów. Już po pierwszych misjach miałem go dosyć. Dlatego tak bardzo cieszyło mnie władowanie mu kulki na końcu gry. Tak samo zresztą było z Brianem. Najlepsze było to, że na początku darowałem mu życie, po czym czułem niesmak (w IV zawsze zabijałem mając wybór), ale później i tak wszystko jest jak należy. Z czasem jednak przywykłem, a nawet polubiłem klimat The Lost. To co mi nie odpowiadało to miejsce, w którym rozgrywała się fabuła, a dokładniej centrum wydarzeń. Alderney nie należy do moich ulubionych wysp. Nie pasował mi też fakt, że niektóre misje musiałem koniecznie wykonywać na motocyklu. Przywykłem do taksówek, które służyły mi niemalże za teleport. No ale cóż, jak mus to mus. Interesująca była za to opcja widoku z innej perspektywy (helikoptera, innych motocyklistów) podczas jazdy. Nudziły mnie niektóre misje polegające na rozpierduchach. Ileż można, headshot za headshotem. Lubiłem za to testować nowe bronie. Nie skupiałem się jednak na nowych pojazdach, nie było w tym nic rewelacyjnego. A nic mnie tak nie denerwowało jak safehouse'y! Mimo wszystko ostatnia misja i masakra w więzieniu dała mi 100% satysfakcji i spełnienia. Czułem, że to prawidłowo zakończona gra i w końcu doszedłem do wniosku, że to był świetny dodatek z fantastyczną fabułą. Szczególnie cenię sobie motyw braterstwa i więzi między ludźmi ukazany w tej grze.
The king of this town.
Tak jak The Lost And Damned był dla mnie świetnym dodatkiem, tak The Ballad Of Gay Tony mnie rozniósł. Pomijając już klubowy klimat przypominający złote czasy Vice City, który uwielbiam (tak, to do mnie nie podobne, ale mam tak tylko w GTA), masa możliwości przyćmiła motocykle. Fabuła też wydawała mi się ciekawsza. Misje poboczne takie jak działanie w klubie o wiele bardziej mi odpowiadały. Wojen gangów miałem już dosyć po San Andreas. Tutaj nawet nowe pojazdy o wiele bardziej mnie interesowały. Denerwowały mnie za to postaci takie jak Mama, Armando i Henrique. Dlatego zadania z nimi wykonałem na samym początku. Za to sam Luis... bohater-marzenie. Nawet obcy akcent mi nie przeszkadzał. Ważne, że biegałem kimś normalnie ubranym. Nie łapałem tylko minigry polegającej na tańczeniu, jakaś taka... nie-halo. Ten wprowadzający etap z byle jakim ruszaniem gałkami... nieporozumienie. Golf jakoś też mnie nie porywał. Nie ma co ukrywać, z dwóch dodatków w naszej ankiecie wybrałem właśnie ten.
Liberty City, It's Over!
No bo to jest koniec, jakby nie było. Po skończeniu Epizodów długo się zastanawiałem, co R* będzie musiał zrobić w kolejnej grze aby była lepsza od trylogii IV-TLAD-TBOGT. To co było dla mnie najbardziej genialne to przeplatanie wątków we wszystkoch trzech częściach. Normalnie mistrz. Nie wiem tylko dlaczego dodatki zostały okrzyknięte za krótkimi. Może dlatego, że nie jestem bezrobotny. Ale czy nie byłoby pięknie wziąć urlop, zaszyć się w domu z zapasem pożywienia i płynów i przejść wszystkie trzy części po kolei jak typowy nolife? Jeśli mógłbym, zrobiłbym wyjątek i na ten czas został owym nolifem. Przecież to jedyna taka okazja. Tak jak jedyna taka gra. Prosz.
|
Get Lost
napisany: 09.05.2010 · 17:11 · dodał: sdr · komentarze: 2
|
Uwaga, spoilery!
Nie jestem zbyt oryginalny wybierając na header tego posta tytuł ostatniej misji w TLaD. Wydaje mi się jednak, że nikt już nie będzie miał okazji go wykorzystać tutaj, więc... Tak skończyłem pierwszy DLC. Ba, dopiero wątek fabularny. A gdzie tam zadania poboczne, przypadkowe postaci?
Jak już chyba wspominałem, rozłożyłem sobie Epizody na dłuższy okres, aby móc się nimi delektować i muszę przyznać, że nie była to zła decyzja, bo nic nie straciłem, a całość przynajmniej nie wydaje mi się aż tak masakrycznie krótka jak koledzy tu i tam pisali. Przez ostatnie cztery weekendy, dzielnie wykonywałem wszystkie zadania z widoczkiem zza pleców Johnny'ego. Oczywiście niektóre trzeba było powtarzać, jak chociażby misję finałową, gdzie w połowie przed lufę napatoczyła mi się głowa Terry'ego - zdarza się. Ale dobra, trochę konkretów.
The Lost and Damned uważam za świetny dodatek. Jest naprawdę klimatyczny. Ta ciężka atmosfera i mroczny, twardy... szorstki (?) świat członków gangu motocyklowego bardzo przypadły mi do gustu. Szkoda, że mimo wszystko tylko 22 zadanka nam scenarzyści zaplanowali, bo ledwo zacząłem wsiąkać, a tu... napisy końcowe. Zaczynając grę trochę nie mogłem przywyknąć do tej koncepcji, bo protagoniści w GTA zawsze byli facetami w stylu "przyj(e)dź, zrób rozpierduchę i pozbądź się ogona". Tutaj jest trochę inaczej. Johhny, mimo że przedsiębiorczy, ciągle pozostaje wierny starym zasadom, dla swoich braci zrobiłby wszystko. Aż dziw, że na koniec z taką łatwością zdecydował o puszczeniu klubu z dymem. Spodziewałem się, że gang po prostu rozpocznie jakby nowy rozdział w działalności, w życiu, a tu zonk. W zasadzie nie wiem jak mam rozumieć to zakończenie - The Lost przepadli, zwinęli interes czy jednak tylko... zmienili siedzibę? Nie wiem. Po napisach końcowych Johnny "budzi się" przed dawną metą Briana, Hexer stoi zaparkowany, logo MC nadal na plecach... Co, gdzie, jak?
Ze spraw technicznych. Już podoba mi się menu gry xD Jak widać, wystarczyło się przyzwyczaić. W TLaD świetnie została dobrana muzyka. Po prostu nie mogłem słuchać niczego innego poza LCRR i LCHC. Nawet świadomość obecności ulubionego Fernando Martineza "gdzieś tam, w wirtualnym eterze" nie skłoniła mnie do zmiany stacji. Równie trafnie dobrano głosy postaci. Scott Hill, Lou Sumrall, John Lantz to tylko garstka osób, których głos idealnie został dopasowany do twarzy bohaterów. Na pochwałę zasługują również animacje w cutscenkach. Moją uwagę szczególne zwrócił grymas na twarzy Klebitza po ostatniej rozmowie ze Stubbsem. Genialne.
Na podsumowanie muszę jeszcze wspomnieć o dynamice gry. Jeśli prawdą jest co pisze większość graczy, że TBoGT jest z obu dodatków bardziej "wybuchowe" to doprawdy nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, bowiem to co działo się na moim ekranie w czasie gry w TLaD, już bardzo mi się podobało. Szczerze mogę polecić ten epizod każdemu fanowi strzelanin w GTA i prawdziwych rozpierduch. Nie wiem, może minęło już po prostu dużo czasu, ale śmiem twierdzić, że w IV tyle ołowiu co tutaj moje giwery nie wypluły. W TLaD nie znajdziemy wielu misji bez wielkiej strzelaniny, a wszystko przybiera na sile wraz ze zbliżaniem się do końca fabuły. Myślę, że jeszcze sobie niemało postrzelam, bo przede mną ciągle wojny gangów i inne zadania poboczne. A potem? Potem The Ballad of Gay Tony!
|
diamonds forever
napisany: 19.04.2010 · 10:21 · dodał: metzen · komentarze: 7
|
Skończyłem balladę o wesołym Tonym - nie trzyma się kupy wprawdzie dla mnie "ironiczny twist" w ostatniej cutscence, ale nie o tym będzie ten post. Ten post poświęcimy świętej trójcy - Niko Bellic, Johnny Klebitz, Luis Lopez.
Jak już wspomniał q, z perspektywy Niko pozostali bohaterowie byli niezłymi sukinsynami. W epizodach poznajemy oczywiście prawdziwe motywacje nimi kierujące i zaczynamy rozumieć, jak zbudowany jest świat w IV.
Niko to cyniczny Serb - większość zadań jakie wykonuje w IV, wykonuje kierowany swoją vendettą i tak naprawdę ma głęboko gdzieś wszystko inne. Jesteśmy w stanie się z nim utożsamiać, gdyż primo dostrzegamy jego ból, secundo kieruje nim jako-takie poczucie moralności. Do tego jest postacią bezpieczną, gdyż nie przedstawia żadnej konkretnej filozofii, która kłócić by się mogła z tą gracza. Dorzucić do tego możliwość dowolnej zmiany ciuchów - i Niko staje się po części nami.
Co innego Johnny - ten herbatnik nie jest już aż tak "bezpieczny". Wprawdzie liczy się dla niego honor, gang i braterstwo, ale Klebitz jest rdzennym Amerykaninem i konserwatystą. Jego poglądy stają się jasne szczególnie w rozmowach z lokajem Stubbsa i z Malcolmem - to gość, który po prostu nie pasuje do większej części tego miasta. Ma za silną osobowość, a rzeczy, które mówi, nie wszystkim muszą się spodobać. Do tego nijak nie pasuje do jasnej strony LC - po prostu nie wyobrażam go sobie zasuwającego w Comecie po Star Junction. Jak Johnny, to tylko na motorze. I tylko w slumsach miasta.
Luis Lopez natomiast jest przypadkiem najciekawszym chyba. Stoi ewidentnie po drugiej stronie barykady - tak naprawdę z Johnnym i Niko nie łączy go nic - tamci dwaj przynajmniej mieli okazję popracować razem. Luis wywodzi się z zupełnie innego środowiska i na świat patrzy przez różowe okulary Tony'ego. Grę zaczynamy, gdy jest już porządnie ustawiony - całe miasto stoi przed nim otworem, co noc bawi się w jakimś klubie i ma bogatych przyjaciół. Nie zmienia to faktu, że przyjaciele mniej bogaci mają mu za złe, że włóczy się cały czas z pedziem po śródmieściu i zrobił się ważny. Dodać do tego, że nie może dogadać się z matką i mamy postać tragiczną, prawda? Nie. Bo Luis, jak się okazuje, moralności nie ma prawie żadnej. Bzyka wszystkie możliwe panienki, rządzi się, jest nieprzyjemny i wydaje się być wszystkim znudzony. Do tego dochodzi kwestia decyzji, jaką niemal podejmuje pod koniec - w końcu wprawdzie się rehabilituje, ale nie zmienia to faktu, że czasem ciężko się utożsamiać z tym, co mówi. I z tym, co robi.
Nie zawiedli mnie bohaterowie uniwersum IV - każdy jest zupełnie inny, zupełnie inaczej patrzy na świat i kieruje się innymi pobudkami. Obok Tommy'ego V. - najlepsi antybohaterowie GTA. Respect.
|
We don't need no water
napisany: 18.04.2010 · 14:21 · dodał: queue · komentarze: 5
|
Główny wątek The Lost and Damned już za mną. Faktycznie, niesamowicie krótka gra - istny DLC. Żyję nadzieją, że przynajmniej jako Luis uda mi się trochę bardziej wgryźć w realia miasta. Gra pokazuje zupełnie inną stronę Johnny'ego - o ile jego epizodyczne występy w vanilla IV sugerowały charakter wrednego skurwysyna, tak TLAD przedstawia go jako człowieka, dla którego ważne jest braterstwo, honor, zasady. Zakończenie, rzecz jasna, z pierdolnięciem, spoilery to ostatnie, czego możecie się na tym blogu spodziewać, toteż powiem tylko, że będzie dużo ognia, dużo krwi i sporo akcji. Same misje dosyć przemyślane, twórcy postanowili zabić monotonię, toteż żadna z misji się wzajemnie nie pokrywa. Pod względem brutalności przygody Klebitza stoją ponad czwórką, krwi jest naprawdę sporo. Zakończenie (jak i zresztą spora część fabuły) zawiera mnóstwo smaczków przygotowanych dla osób, które ukończyły IV. Niektórych trzeba poszukać, inne narzucają się same.
Podsumowując, trochę inne spojrzenie na Liberty City - choć tutaj przypuszczam, że dopiero Ballada będzie prawdziwą rewolucją. Misje poboczne także w klimacie bikersów, mamy do dyspozycji wojny gangów, wyścigi motocyklowe, armwrestling, bilard, karty. Achievementy zdobyłem wszystkie, jest ich stosunkowo niewiele, a spora część "zbiera się sama" wraz z postępem w głównym wątku.
Johnny is dead, long live, Luis.
|
Fifteen minutes later...
napisany: 17.04.2010 · 15:49 · dodał: queue · komentarze: 0
|
Gra nadal wciąga. Wg. statystyk zrobiłem ok. 50% misji głównego wątku, co smuci, bo spodziewałem się dłuższej rozgrywki. O ile w podstawowym IV mnogość zajęć pozwalała na wczucie się w postać Niko, to jednak mam wrażenie, jakby historia Johnny'ego rozgrywała się obok mnie, biernego obserwatora. Prawdopodobnie wpływ na to ma fakt, iż misje przekazują tylko najistotniejsze dla fabuły momenty, ważące na losach całej historii. Skoro o historii mowa, trzyma się ona standardów wyznaczonych przez GTA3 - wydarzenia na starcie są niezbyt ciekawe, gdy po ciężkiej pracy wydaje nam się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, następuje pierdolnięcie, które przewraca cały dotychczasowy obraz świata. Twórcy wybrali na owe pierdolnięcie dobre momenty, gdyż zwykle atakuje wtedy, gdy sielanka zaczyna nużyć. Ja zmykam dalej wozić się Hexerem Johnny'ego (tak, to ten).
|
Jasiu. Jasiu! Gdzie mój k
napisany: 17.04.2010 · 13:54 · dodał: sdr · komentarze: 1
|
kurde motor?!
Zabrakło mi znaków w tytule Pozwolę sobie na własnego posta. A jak!
Hmm, widzę że koledzy już tutaj porządnie opisali proces instalacji oraz intro do gry, więc ja je pominę. Nie będę też pisał o tym jak wygląda początek gry, bo to nie solucja, a spróbuję opisać własne pierwsze wrażenia. Tylko czy będzie ich już na tyle żeby cokolwiek konkretnego mieć do napisania? Ok. No więc od samego początku nie miałem najmniejszego problemu z wyborem, od którego dodatku rozpocznę swój wielki come back do Liberty City. Postawiłem na chronologię Rockstar i odpaliłem The Lost and Damned. W zasadzie od strony graficznej nie było wielkiego WOW. Podoba mi się nieco wybrudzony hud oraz czcionki (trochę jak z jakiegoś westernu) w rogu ekranu, ale menu już jakoś mniej. Te wytarte elementy i niespecjalny podkład muzyczny... Nie wiem, może za bardzo przywyknąłem do IV.
Na chwilę obecną mam za sobą pierwsze cztery misje, tzn. wszystkie początkowe dla Billy'ego. Jak widać nie pali mi się żeby przejść ten dodatek szybko. Nie żeby gra sprawiała mi jakąś trudność Po prostu jak zawsze - i nie chodzi tylko o GTA - delektuję się tym klimatem, historią... Nie jest to już niestety GTA IV przy którym to było takie nowe doznanie pełną gębą, bo i nowe miasto, tyle do zobaczenia, nowa fizyka, sterowanie pojazdami... GPS! No wtedy dużo się zmieniło. Teraz w zasadzie tę całą otoczkę znam i nie napalam się (aż tak), nie szaleję. Szkoda trochę, bo to już nie ten fun. Ale nie jest źle. Johnny i jego gang, ostatni "rdzenni Amerykanie", żyjący w rezerwacie w Alderney. Życie jest twarde. Kurde, trochę szkoda że gra nie zaczyna się jednak na chwilę przed powrotem Billy'ego. Może jakoś łatwiej byłoby wczuć się w sytuację Johnny'ego, który pod nieobecność szefa zdążył poukładać sprawy gangu zarówno te wewnętrzne jak i relacje z otoczeniem. Trochę tego brakuje. Teraz Billy wrócił i zaczyna... układać wszystko od nowa, po swojemu. Zrywa sojusze, wraca na drogę przemocy.
Chciałem napisać trochę o nawiązaniach do IV w TLaD, ale jeszcze takowe się nie pojawiły. W dialogach między członkami gangu już dało się słyszeć co nieco o pewnym Serbie sprawiającym kłopoty w Broker/Dukes - A! Niko pojawił się na chwilę we wprowadzeniu do gry, nawet słychać go było Dobra. Jak widać, na razie nie mam wiele do powiedzenia w kwestii DLC. Mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni. Niestety wiele czasu na granie teraz nie mam. Spróbuję sobie rozłożyć grę tak, aby cieszyć się nią trochę dłużej niż 7h (pozdro metzen), więc jak tylko pojawi się coś jeszcze czym warto będzie podzielić się ze światem to wpadnę tutaj i dopiszę.
Ahoj.
|
Lost forever.
napisany: 16.04.2010 · 23:52 · dodał: metzen · komentarze: 4
|
Pierwsze wrażenia
~queue - PC
Instalacja przebiegła raczej bezproblemowo, aktywacja gry i instalacja sterowników także nie przyniosła ze sobą żadnych problemów. Po zalogowaniu się do GfWL gra agresywnie domagała się instalacji patcha, tak więc kilka kliknięć i wreszcie mogłem odpalić dodatki na poważnie. Zdecydowalem sie na zachowanie chronologicznego porządku, toteż na pierwszy ogień poszło TLAD. Intro, cutscenka, wreszcie gameplay. Sterowanie motocyklem uległo zmianie, czuć, że Klebitz zna się na ujeżdzaniu jednośladów. Na starcie trzeba komuś obić ryj, toteż bez zbędnego spoilerowania powiem, że jest dobrze. Dla fanów kwartetu alko+prochy+motocykle+broń a w tle ostre brzmienie (lazlow, gdzie jesteś?) must-have, jak nic. Dialogi, jak wspomniał wcześniej metzen także w klimacie GTA, tak więc kolejne plusy. Ziarno, które niektórych drażni imo jest klimatyczne i japa, temat skończony. Zresztą podobnie jak sdr musiałem się dobrze przyjrzeć z początku, żeby je dostrzec.
~metzen - PS3
Otwarte pudełko od gry na półce, mapa Libery City rozłożona na biurku. W momencie, w którym wracam z kuchni z herbatą, końca dobiega proces instalacji i rozpoczyna się intro do pierwszego dodatku do GTA IV - The Lost and Damned.
Przez miasto jedzie gang motocyklistów na odpicowanych, amerykańskich maszynach. Czarne skóry z emblematami THE LOST i zakazane gęby - tak się wożą ci panowie. Jim, Brian, Jason, Terry, Clay i w końcu dobrze znany z przygód Niko Bellica, Johnny Klebitz - to oni są jednymi z ostatnich wolnych Amerykan. a przynajmniej tak im się wydaje, bo w XXI wieku nie ma miejsca dla staromodnych jeźdźców i ich kodeksu honorowego. Ale do tego jeszcze wrócimy.
Odbieramy z więzienia prezesa gangu - Billy'ego i po sympatycznej konwersacji udajemy się skopać tyłki kilku Aniołom Śmierci - członkom "wrogiego gangu". W tym momencie zorientowałem się, że świat postrzegany przez Johnny'ego jest dużo bardziej ponury niż ten widziany oczyma serbskiego emigranta. I jakby ziarnisty, co czasem nie rzuca się w oczy w ogóle, a czasem powoduje efekt rozstrojonego telewizora.
Startujemy z sawn-off shotgunem w łapach i od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę. Z przyjemnością trochę postrzelałem, po czym skończywszy misję, udałem się na przejażdżkę moim unikalnym motocyklem. Z którego nie da się spaść. I postanowiłem sprawdzić, jak wygląda drive-by z wykorzystaniem sawn-offa. Na autostradzie. Muszę przyznać, że wygląda imponująco. Po trzech strzałach, samochód, na którym trenowałem eksplodował. Razem ze mną, bo byłem za blisko.
I tak prawie skończył Johhny Klebitz. Gdyż naturalnie szybko odrodził się w pobliskim szpitalu. To samo tyczy się oczywiście jego Hexera, który powstał niczym feniks z popiołów i automatycznie pojawił się już po rozpoczęciu kolejnej misji.
A co było dalej? Co jeszcze spotkało człowieka, na którego kumple wołają Johnny the Jew? Stay tuned for more!
|
|