P | W | Ś | C | P | S | N | | | | | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | |
|
|
Liberty City, It's Over!
napisany: 16.05.2010 · 19:01 · dodał: Patryk · komentarze: 1
|
Ostrzegam przed spoilerami, wkurwiają mnie te czarne paski w tekscie.
No tak, teraz przyszła kolej na mnie. Podzielę się więc z Wami moimi nieświeżymi, ale przemyślanymi spostrzeżeniami dotyczącymi Episodes From Liberty City.
Lost forever.
Na początku nie byłem przychylnie nastawiony do The Lost And Damned, może to wynik uprzedzenia do tego klimatu i stylu bycia panów w skórach w świecie rzeczywistym. Żałowałem tak jak niektórzy, ze nie było nam dane poznać fabuły nieco wcześniej przed powrotem Billy'ego, tworzyć kontaktów i pilnować interesów. Już po pierwszych misjach miałem go dosyć. Dlatego tak bardzo cieszyło mnie władowanie mu kulki na końcu gry. Tak samo zresztą było z Brianem. Najlepsze było to, że na początku darowałem mu życie, po czym czułem niesmak (w IV zawsze zabijałem mając wybór), ale później i tak wszystko jest jak należy. Z czasem jednak przywykłem, a nawet polubiłem klimat The Lost. To co mi nie odpowiadało to miejsce, w którym rozgrywała się fabuła, a dokładniej centrum wydarzeń. Alderney nie należy do moich ulubionych wysp. Nie pasował mi też fakt, że niektóre misje musiałem koniecznie wykonywać na motocyklu. Przywykłem do taksówek, które służyły mi niemalże za teleport. No ale cóż, jak mus to mus. Interesująca była za to opcja widoku z innej perspektywy (helikoptera, innych motocyklistów) podczas jazdy. Nudziły mnie niektóre misje polegające na rozpierduchach. Ileż można, headshot za headshotem. Lubiłem za to testować nowe bronie. Nie skupiałem się jednak na nowych pojazdach, nie było w tym nic rewelacyjnego. A nic mnie tak nie denerwowało jak safehouse'y! Mimo wszystko ostatnia misja i masakra w więzieniu dała mi 100% satysfakcji i spełnienia. Czułem, że to prawidłowo zakończona gra i w końcu doszedłem do wniosku, że to był świetny dodatek z fantastyczną fabułą. Szczególnie cenię sobie motyw braterstwa i więzi między ludźmi ukazany w tej grze.
The king of this town.
Tak jak The Lost And Damned był dla mnie świetnym dodatkiem, tak The Ballad Of Gay Tony mnie rozniósł. Pomijając już klubowy klimat przypominający złote czasy Vice City, który uwielbiam (tak, to do mnie nie podobne, ale mam tak tylko w GTA), masa możliwości przyćmiła motocykle. Fabuła też wydawała mi się ciekawsza. Misje poboczne takie jak działanie w klubie o wiele bardziej mi odpowiadały. Wojen gangów miałem już dosyć po San Andreas. Tutaj nawet nowe pojazdy o wiele bardziej mnie interesowały. Denerwowały mnie za to postaci takie jak Mama, Armando i Henrique. Dlatego zadania z nimi wykonałem na samym początku. Za to sam Luis... bohater-marzenie. Nawet obcy akcent mi nie przeszkadzał. Ważne, że biegałem kimś normalnie ubranym. Nie łapałem tylko minigry polegającej na tańczeniu, jakaś taka... nie-halo. Ten wprowadzający etap z byle jakim ruszaniem gałkami... nieporozumienie. Golf jakoś też mnie nie porywał. Nie ma co ukrywać, z dwóch dodatków w naszej ankiecie wybrałem właśnie ten.
Liberty City, It's Over!
No bo to jest koniec, jakby nie było. Po skończeniu Epizodów długo się zastanawiałem, co R* będzie musiał zrobić w kolejnej grze aby była lepsza od trylogii IV-TLAD-TBOGT. To co było dla mnie najbardziej genialne to przeplatanie wątków we wszystkoch trzech częściach. Normalnie mistrz. Nie wiem tylko dlaczego dodatki zostały okrzyknięte za krótkimi. Może dlatego, że nie jestem bezrobotny. Ale czy nie byłoby pięknie wziąć urlop, zaszyć się w domu z zapasem pożywienia i płynów i przejść wszystkie trzy części po kolei jak typowy nolife? Jeśli mógłbym, zrobiłbym wyjątek i na ten czas został owym nolifem. Przecież to jedyna taka okazja. Tak jak jedyna taka gra. Prosz.
|
metzen
napisany 17.05.2010 o godzinie 11:17
zobacz profil autora
|
Mama była ok, ale Armando i Henrique, złodzieje nazwisk postaci z podstawki, doprowadzają mnie do szału. Billy'ego lubiłem - bardzo chciałbym go poznać, jak był jeszcze w porządku. Nie było mi szkoda go zabijać, ale postacią był świetną, tak jak masa innych antagonistów - Tenpenny, Martinez, Salvatore..
Przeszedłem drugi raz TLAD, teraz zacząłem IV, później TBOGT. Obawiam się, że premiera RDR trochę mi pokrzyżuje plany, ale gra się i tak cudnie.
|
wybierz stronę: 1 |